poniedziałek, 20 lutego 2012

Kulki rtęci na Gare Saint-Lazare



Tytuł artykułu naszedł mnie w nocy, za sprawą impresjonizmu, który jak cień kładzie się na poezji W. Roszkowskiego. Wymyślili kolory które nie istnieją, może jedynie jaskrawa jest czerwień ścian katedry, albo  nalot dmuchawców na Paryż, wtedy pachniesz tak, że nie można żyć. Celowo przytoczyłem dwa wersy innego Wojtka podobnie zainspirowanego sztuką farb, z tą różnicą, że Roszkowskiemu bliższy jest impresjonizm, Czerniawski gustował w surrealistach, zwłaszcza Bosch był aniołem jego inspiracji, Monet Roszkowskiego jest bardzo dzisiejszy, może dlatego jego bohater wymyślił kolory które nie istnieją. I w wolnych chwilach. kopiuje płótno mistrza

Co robią kulki rtęci na słynnym paryskim dworcu. Znalazły się tutaj przypadkiem, może to jedyne miejsce gdzie można zaistnieć nie będąc tutaj nigdy? Zawsze będziemy mieli swój Paryż. Bo tutaj można kraść turyńskie pocałunki, a dziewczyny noszą t-shirty z podobizną madonny,  natomiast  prawda dojrzewa w winie. Nie wykluczone, że w paryskich kafejkach podawanym. Jest jeszcze coś z Vermeera u Roszkowskiego, gra świateł którymi poeta posługuje się w taki sposób, jakby poszukiwał najistotniejszych cech w tym co widzi, to co chce podkreślić i to, co trzeba ukryć, przed okiem człowieka ponieważ może być źródłem fałszywego osądu. Jeden z brudnych aniołów wpełza mi pod stopy, kradnie palestynę, może za wcześnie, a może za późno na cokolwiek, na łatanie dziur w krzyżu, w dłoniach i zębach. ropne przetoki od kości, plamy- tak ma wyglądać chustka weroniki?  Tak, jak Vermeer posługiwał się światłem aby skrywać to co zamierzał, tak Roszkowski posługuje się językiem, oszczędną metaforą, używa tropów nie wprost, lecz buduje z nich obrazy nie przejaskrawione, językiem delikatnym czystym, pozbawianym patosu, moralitetu, swój podmiot ogranicza do roli narratora.


(........)


Dwie książki poetyckie, jedna sprzed 36 lat, druga świeżutka, pachnąca jeszcze farbą drukarską. Co je łączy? Sztuka obrazu, fascynacje odnoszone do stolicy artystycznego świata, Paryża? Nie sądzę. Ale inspiracje stamtąd, jak najbardziej, tyle że przemycone do naszej rzeczywistości w kraju nad Wisłą. Jest jeszcze jeden element tego porównania, bardziej istotny od przyczynku powstania tych książek. Otóż debiut Czerniawskiego wbił się jakby klinem w nurt Nowej fali, natomiast Roszkowski zadeklarował swoją odmienność  na dzień dzisiejszy. Trudno o jednoznaczną opinię, czy tak w istocie jest. Dlatego wstrzymam się do czasu, kiedy odwiedzę Dworzec Świętego Łazarza. 

Jerzy Beniamin Zimny


(fragment większej całości)



  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz