Małe odkurzanie półek, wśród papierów znajduję dużą kopertę, dość pokaźną, zawartość - w większości listy, od znajomych, przyjaciół, najwięcej od Witka Różańskiego, są w nich wiersze wkomponowane w treść nadesłanej informacji, są też wiersze osobne, pisane odręcznie, rysunki, pocztówki. Mieszkaliśmy o rzut kamieniem od siebie, lecz Witek miał zwyczaj przysyłać listy, nawet kilka zdań, czasem tylko jedno. Znajduję także kopertę obklejoną jabłuszkami, wycięte z jakiejś gazety, a w niej list pisany na maszynie, z datą 6 kwietnia 1989 r. Pisał wtedy do mnie warszawski poeta Czesław Mirosław Szczepaniak, autor znakomitego tomu: Mieliśmy białe ściany, człowiek od jabłek jak go później nazywałem, ponieważ pochodzi z okolic Grójca. Poznaliśmy się w połowie lat osiemdziesiątych na jednym z Listopadów Poetyckich, gościł często u nas w domu, dość długo prowadziliśmy korespondencję między sobą, później ten kontakt się urwał. Wtedy, w kwietniu pisał do mnie: chcę ruszyć nad Wartę, Nad Wisłą za dużo mgły. Ty w Poznaniu żyjesz i robisz, co do ciebie należy. Na pewno znajdziemy chwilę, że usiądziemy do kawy, którą w domu twoim podaje się smacznie. Przeprowadzimy rozmowę stosowną i na pewno nie dojdzie do kłótni. Informuję cię o tym, bo to przecież wielkie wydarzenie dla Poznania, że ruszyłem z chlebakiem na ramieniu i sercem na ustach. Ruszę wiosną kiedy wierszówki rosną. W Polsce sanatoryjnej, z początkiem w podgrójeckiej wsi rozpoczął się exodus poety, który niesie z sobą i w sobie - najbardziej liryczny stan zapamiętany w dzieciństwie, w najboleśniejsze zakątki życia, w najciemniejsze z ludzkich stron promieniując nadwątloną kondycją. Dwoma wątkami rządzi się ta liryka. Pierwszy, to autentyczna walka o przetrwanie wśród "Białych ścian" ku pokrzepieniu zdrowia, gdzie słowa stają się ciałem uzupełniając jego obumarłe tkanki. Tylko wtedy możliwa jest dalsza droga z ogromną wolą życia na ustach, z pozostawionym za sobą opisem jej piękna i brzydoty. Drugi umiejscowiony gdzieś w okolicy Kwitnącej Jabłoni, zapamiętany w każdym szczególe, tutaj- z całą mnogością drzew z okna betonowej metropolii z pietyzmem pielęgnowany, jakby kwitł wbrew nadciągającym buldożerom pod nowe pustynie, gdzie nawet trawa pachnie prowincją, a tylko przenośny doniczkowy sad można mieć, jak słowo w zanadrzu, gdy zaczyna doskwierać przygoda z cywilizacją. Oba wątki koegzystują na równych prawach. Szpital i sad. Ludzki dramat umiejscowiony w sadzie. Biel kwitnących drzew- ścian szpitalnych sal. I on- podmiot, nieustannie przemierzający szlak, między stanem cierpienia i ekstazą życia:
Pożegnam się tylko z Jabłonią
Tak pięknie już rozkwitała tej zimy
w wierszach bezsilnych w mróz
(....) a mapa nieba siniała targana
mrozem jak odleżyna w gipsie (...)
Podmiot poezji Szczepaniaka unaocznia jak ciało z całą fizjologią może być atrakcyjnym tworzywem dla sztuki słowa. Gdy większość poetyckich praktyk poruszała się w sferze idei, poeta z Ursynowa upatrywał możliwość kontaktu liryki z rzeczywistością w sferze fizjologii. Stąd "podejrzenia" krytyki o chlubne związki tej poezji z dokonaniami Ginsberga, a zwłaszcza jego manifestacją poezji "nagiej" Szczepaniak w odpowiedzi, w dwóch następnych tomach, widzenie podmiotu przeniósł w świat pejzażu, bardziej zmetaforyzowany i już nie tak ufnie porusza się w nim, wypatrując z dystansu przedmiotu, niegdyś tak żywego jak on sam. Nieufność wobec słowa nawet u dojrzałego twórcy niesie za sobą pewne konsekwencje. Kompleks własnego talentu, pod presją którego trzeba tworzyć jednocześnie siebie zatracając:
Trzeba coś sobie odebrać
by móc naprawdę tworzyć
pisać wiersze i jednocześnie
nie wierzyć w
poezję (...)
(...)
słowo krwawi
czasem boli
ale trzeba żyć.
Często wracam do poezji Szczepaniaka, w chwilach zwątpienia, choroby, utraty bliskiej osoby. Bo jego poezja krzepi, podnosi na duchu, przywraca wiarę w człowieka, dodaje sił. Regeneruje moją chwilami nadwątloną witalność, zawsze będzie aktualna mimo zmian krajobrazu. Kopana z sadami przypomina mi podpoznańskie Pamiątkowo ilekroć tamtędy przejeżdżam widzę kwitnące jabłonie niezależnie od pory roku. Jabłuszka na kopercie uśmiechają się do mnie, a to znak, że zbliża się wiosna i znów zakwitnie jabłoń w moim ogrodzie.
Jerzy Beniamin Zimny
Pożegnam się tylko z Jabłonią
Tak pięknie już rozkwitała tej zimy
w wierszach bezsilnych w mróz
(....) a mapa nieba siniała targana
mrozem jak odleżyna w gipsie (...)
Podmiot poezji Szczepaniaka unaocznia jak ciało z całą fizjologią może być atrakcyjnym tworzywem dla sztuki słowa. Gdy większość poetyckich praktyk poruszała się w sferze idei, poeta z Ursynowa upatrywał możliwość kontaktu liryki z rzeczywistością w sferze fizjologii. Stąd "podejrzenia" krytyki o chlubne związki tej poezji z dokonaniami Ginsberga, a zwłaszcza jego manifestacją poezji "nagiej" Szczepaniak w odpowiedzi, w dwóch następnych tomach, widzenie podmiotu przeniósł w świat pejzażu, bardziej zmetaforyzowany i już nie tak ufnie porusza się w nim, wypatrując z dystansu przedmiotu, niegdyś tak żywego jak on sam. Nieufność wobec słowa nawet u dojrzałego twórcy niesie za sobą pewne konsekwencje. Kompleks własnego talentu, pod presją którego trzeba tworzyć jednocześnie siebie zatracając:
Trzeba coś sobie odebrać
by móc naprawdę tworzyć
pisać wiersze i jednocześnie
nie wierzyć w
poezję (...)
(...)
słowo krwawi
czasem boli
ale trzeba żyć.
Często wracam do poezji Szczepaniaka, w chwilach zwątpienia, choroby, utraty bliskiej osoby. Bo jego poezja krzepi, podnosi na duchu, przywraca wiarę w człowieka, dodaje sił. Regeneruje moją chwilami nadwątloną witalność, zawsze będzie aktualna mimo zmian krajobrazu. Kopana z sadami przypomina mi podpoznańskie Pamiątkowo ilekroć tamtędy przejeżdżam widzę kwitnące jabłonie niezależnie od pory roku. Jabłuszka na kopercie uśmiechają się do mnie, a to znak, że zbliża się wiosna i znów zakwitnie jabłoń w moim ogrodzie.
Jerzy Beniamin Zimny
Kompleks własnego talentu, pod presją którego trzeba tworzyć jednocześnie siebie zatracając:
OdpowiedzUsuńTrzeba coś sobie odebrać
by móc naprawdę tworzyć
pisać wiersze i jednocześnie
nie wierzyć w
poezję (...)
Widać ursynowscy poeci tak mają. Ja czuję podobnie. Pozdrawiam cię, Jerzy.
a tak poza tym zazdroszczę wam tej możliwości korespondowania poprzez listy, które zawsze były ważną częścią literatury. Trochę tego wszystkiego szkoda.
OdpowiedzUsuńi to jest stratą obecnej epoki, pozostają jedynie mejle, ale to już nie to, co listy, materialne dowody itd. mam w swoim archiwum wiele cennych dokumentów, w miarę możliwości będę je publikował. Jak widzisz poezja to nie to, co tu i teraz,wyłącznie- jak wydaje się młodym, dlatego dostrzegam każdy epigonizm w niby rewolucyjnych tekstach. pozdrawiam. JBZ
OdpowiedzUsuńNa szczęście, nawet teraz kiedy możemy wysyłać mail-e, sms-y, możemy nadal pisać do siebie listy.
UsuńTylko od nas zależy czy zapomnijmy o przeszłości, żyjąc w tym współczesnym, wirtualnym świecie.
Ja nie chcę zapominać.
Pozdrawiam:)
naturalnie, ale nawyk klawiszy jest jak magnes, można natomiast prowadzić korespondencję materialną, jeśli ma związek z przedmiotem zainteresowań, nawet trzeba, inaczej w przyszłości np archeolodzy nie mieli by czego szukać a piwnice i strychy byłyby puste, pamięć nie jest dobrym schowkiem, znika wraz z człowiekiem. pozdrawiam. JBZ
OdpowiedzUsuń