środa, 29 lutego 2012

I znów zakwitną jabłonie

Małe odkurzanie półek, wśród papierów znajduję dużą kopertę, dość pokaźną, zawartość - w większości listy, od znajomych, przyjaciół, najwięcej od Witka Różańskiego, są w nich wiersze wkomponowane w treść nadesłanej informacji, są też wiersze osobne, pisane odręcznie, rysunki, pocztówki. Mieszkaliśmy o rzut kamieniem od siebie, lecz Witek miał zwyczaj przysyłać listy, nawet kilka zdań, czasem tylko jedno. Znajduję także kopertę obklejoną jabłuszkami, wycięte z jakiejś gazety, a w niej list pisany na maszynie, z datą 6 kwietnia 1989 r. Pisał wtedy do mnie warszawski poeta Czesław Mirosław Szczepaniak, autor znakomitego tomu: Mieliśmy białe ściany, człowiek od jabłek jak go później nazywałem, ponieważ pochodzi z okolic Grójca. Poznaliśmy się w połowie lat osiemdziesiątych na jednym z Listopadów Poetyckich, gościł często u nas w domu, dość długo prowadziliśmy korespondencję między sobą, później ten kontakt się urwał. Wtedy, w kwietniu pisał do mnie: chcę ruszyć nad Wartę,  Nad Wisłą za dużo mgły. Ty w Poznaniu żyjesz i robisz, co do ciebie należy. Na pewno znajdziemy chwilę, że usiądziemy do kawy, którą w domu twoim podaje się smacznie. Przeprowadzimy rozmowę stosowną i na pewno nie dojdzie do kłótni. Informuję cię o tym, bo to przecież wielkie wydarzenie dla Poznania, że ruszyłem z chlebakiem na ramieniu i sercem na ustach. Ruszę wiosną kiedy wierszówki rosną.  W Polsce sanatoryjnej, z początkiem w podgrójeckiej wsi rozpoczął się exodus poety, który niesie z sobą i w sobie - najbardziej liryczny stan zapamiętany w dzieciństwie, w najboleśniejsze zakątki życia, w najciemniejsze z ludzkich stron promieniując nadwątloną kondycją. Dwoma wątkami rządzi się ta liryka. Pierwszy, to autentyczna walka o przetrwanie wśród "Białych ścian" ku pokrzepieniu zdrowia, gdzie słowa stają się ciałem uzupełniając jego obumarłe tkanki. Tylko wtedy możliwa jest dalsza droga z ogromną wolą życia na ustach, z pozostawionym za sobą opisem jej piękna i brzydoty. Drugi umiejscowiony gdzieś w okolicy Kwitnącej Jabłoni, zapamiętany w każdym szczególe, tutaj- z całą mnogością drzew z okna betonowej metropolii z pietyzmem pielęgnowany, jakby kwitł wbrew nadciągającym buldożerom pod nowe pustynie, gdzie nawet trawa pachnie prowincją, a tylko przenośny doniczkowy sad można mieć, jak słowo w zanadrzu, gdy zaczyna doskwierać przygoda z cywilizacją. Oba wątki koegzystują na równych prawach. Szpital i sad. Ludzki dramat umiejscowiony w sadzie. Biel kwitnących drzew- ścian szpitalnych sal. I on- podmiot, nieustannie przemierzający szlak, między stanem cierpienia i ekstazą życia:


Pożegnam się tylko z Jabłonią
Tak pięknie już rozkwitała tej zimy
w wierszach bezsilnych w mróz
(....) a mapa nieba siniała targana
mrozem jak odleżyna w gipsie (...)


Podmiot poezji Szczepaniaka unaocznia jak ciało z całą fizjologią może być atrakcyjnym tworzywem dla sztuki słowa. Gdy większość poetyckich praktyk poruszała się w sferze idei, poeta z Ursynowa upatrywał możliwość kontaktu liryki z rzeczywistością w sferze fizjologii. Stąd "podejrzenia" krytyki o chlubne związki tej poezji z dokonaniami Ginsberga, a zwłaszcza jego manifestacją poezji "nagiej" Szczepaniak w odpowiedzi, w dwóch następnych tomach, widzenie podmiotu przeniósł w świat pejzażu, bardziej zmetaforyzowany i już nie tak ufnie porusza się w nim, wypatrując z dystansu przedmiotu, niegdyś tak żywego jak on sam. Nieufność wobec słowa nawet u dojrzałego twórcy niesie za sobą pewne konsekwencje. Kompleks własnego talentu, pod presją którego trzeba tworzyć jednocześnie siebie zatracając: 


Trzeba coś sobie odebrać
by móc naprawdę tworzyć
pisać wiersze i jednocześnie 
nie wierzyć w
poezję (...) 


(...)
słowo krwawi
czasem boli
ale trzeba żyć.


Często wracam do poezji Szczepaniaka, w chwilach zwątpienia, choroby, utraty bliskiej osoby. Bo jego poezja krzepi, podnosi na duchu, przywraca wiarę w człowieka, dodaje sił. Regeneruje moją chwilami nadwątloną witalność, zawsze będzie aktualna mimo zmian krajobrazu. Kopana z sadami przypomina mi podpoznańskie Pamiątkowo ilekroć tamtędy przejeżdżam widzę kwitnące jabłonie niezależnie od pory roku.  Jabłuszka na kopercie uśmiechają się do mnie, a to znak, że zbliża się wiosna i znów zakwitnie jabłoń w moim ogrodzie. 


Jerzy Beniamin Zimny  

























5 komentarzy:

  1. Kompleks własnego talentu, pod presją którego trzeba tworzyć jednocześnie siebie zatracając:


    Trzeba coś sobie odebrać
    by móc naprawdę tworzyć
    pisać wiersze i jednocześnie
    nie wierzyć w
    poezję (...)


    Widać ursynowscy poeci tak mają. Ja czuję podobnie. Pozdrawiam cię, Jerzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. a tak poza tym zazdroszczę wam tej możliwości korespondowania poprzez listy, które zawsze były ważną częścią literatury. Trochę tego wszystkiego szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  3. i to jest stratą obecnej epoki, pozostają jedynie mejle, ale to już nie to, co listy, materialne dowody itd. mam w swoim archiwum wiele cennych dokumentów, w miarę możliwości będę je publikował. Jak widzisz poezja to nie to, co tu i teraz,wyłącznie- jak wydaje się młodym, dlatego dostrzegam każdy epigonizm w niby rewolucyjnych tekstach. pozdrawiam. JBZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, nawet teraz kiedy możemy wysyłać mail-e, sms-y, możemy nadal pisać do siebie listy.
      Tylko od nas zależy czy zapomnijmy o przeszłości, żyjąc w tym współczesnym, wirtualnym świecie.
      Ja nie chcę zapominać.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. naturalnie, ale nawyk klawiszy jest jak magnes, można natomiast prowadzić korespondencję materialną, jeśli ma związek z przedmiotem zainteresowań, nawet trzeba, inaczej w przyszłości np archeolodzy nie mieli by czego szukać a piwnice i strychy byłyby puste, pamięć nie jest dobrym schowkiem, znika wraz z człowiekiem. pozdrawiam. JBZ

    OdpowiedzUsuń