KAROL SAMSEL
Źródło i śmierć.
Fenomenologia jako egzegeza literacka.
Wraz z erozją semantyk literackich, Finnegans
Wake Jamesa Joyce’a i Kosmosem
Witolda Gombrowicza, puls literatury się zatrzymał. Nie tylko czas
w literaturze, lecz także kategorie czasowości: aktualność,
wieczność, regres (upływ), persewerację (utrzymanie), zastąpiła
idea czasu fantomowego. Podobnej desubstancjalizacji poddana została
idei przestrzeni. Miejsce, czyli topos,
zostało zlikwidowane, jego usunięcie zaś pociągnęło za sobą
utratę umiejscowienia, tj. topiki,
innymi słowy: śmierć tematu literackiego. Achronia, atopia i
atemia wydają się zmierzać ku pełnej idealizacji pojęcia
literackości – semioza, z której usunięto kontekst, musi w
efekcie doprowadzić do redukcji do semu idealnego, tj. do milczenia.
Tym przecież, tj. negacją odbytej wędrówki, byłoby w literaturze
skrajne spełnienie ideału redditus ince
ipsum.
O ile rzeczywiście doszłoby do tego, co określiłem
śmiercią tematu literackiego, nie wskazywałoby to na nic innego
poza doniosłym, fenomenologicznym błędem. Fenomenologia nie jest
tanatologią, erozji – jakkolwiek rozumianej: semantycznej,
epistemicznej bądź metafizycznej – nie sposób uznać za powrót
ku źródłom. W zakończeniu Medytacji
kartezjańskich Edmund Husserl stwierdza
wręcz, że:
Konsekwentnie
przeprowadzona fenomenologia konstruuje […] formy wszelkich
dających się pomyśleć światów […]; dokonuje tego w sposób
pierwotny, […] jest punktem wyjścia dla radykalnego ujaśnienia
sensu i źródeł pojęć świata, przyrody, przestrzeni, czasu,
istoty żywej, człowieka, duszy, ciała żywego, wspólnoty
społecznej, kultury itd.
Warto
pozostać przez chwilę przy tym zapewnieniu Husserla. W jego świetle
bowiem fenomenologia nie wydaje się już negacją, lecz raczej –
ideą pierwszej, do tego stopnia rozwiniętej, negatywnej egzegezy
świata myśli. Zarówno źródło, jak i śmierć stają się w tym
ujęciu przedmiotem tej samej redukcji doświadczenia
transcendentalnego, tj. jak zapewne wskazałby sam Husserl: są
przybliżeniami tego samego przedmiotu, połączonymi ze sobą przez
abstrakcję transcendentalną nicią
przewodnią. Trudno zapewne ostatecznie
ocenić wytrzymałość tej nici, niemniej jednak o samym spojeniu
nie sposób wątpić. Źródło i śmierć istnieją w sobie i według
siebie, nie osuwają się w entropię i nie rodzą tego, co Edward
Balcerzan określał mianem przeklętego
olśnienia. Fenomenologia bowiem jest i ma
pozostać pocieszającą wiedzą o przedmiocie.
Trudno
badać poetów fenomenologicznej pociechy. Z jednej strony są oni
przecież świadkami śmierci tematu literackiego, z drugiej jednak
pozostają w zagadkowy, niemniej jednak transcendentalny sposób,
wpisani w literackość. Jak się wydaje, dobrze opisują ich
kategorie filozoficznego witalizmu: najwyraźniej można mówić o
nich jako o poetach odnowionych, zregenerowanych i odświeżonych.
Pojęcie odrodzenia dotyczy w tym wypadku zarówno odnowy
semantycznej, jak i językowej tekstu. Co jednak wymaga podkreślenia:
witalność nie dotyka świata przedstawionego ich wierszy. Poeci
fenomenologicznej pociechy pozostają lub mogą pozostawać
pesymistami, a wręcz uchodzić w oczach interpretatorów za
„tanatologów”. Do grona piszących w ten sposób skłonny byłbym
zaliczyć wielu – tego rodzaju egzegezy domagają się m. in.
Dariusz Dziurzyński i jego Symultana
oraz Rafał Kwiatkowski i Twarde O.
Przedstawię jednak tylko dwóch: Jerzego Beniamina Zimnego, autora
tomiku Dystans (2009)
i Macieja Woźniaka, twórcę Ucieczki z Elei
(2010).
Zarówno
Zimny, jak i Woźniak są „tanatologami” – zaświadczywszy o
achronii, atopii i atemii świata przedstawionego, dokonują jednak
zwrotów w przeciwnych kierunkach. Zimny zmierza ku nowej
fenomenologii i regeneruje literackość, ustanawiając ją
przedmiotem namysłu poety, lub inaczej: czyniąc literackość
ostatnim z wielkich tematów literackich, nie zaś – jak
postępowano dotychczas: uznając ją za ramę lub model dzieła
pisanego. Ze śmierci literackości rozumianej jako obramowanie
utworu poetyckiego rodzi się w wierszach Zimnego literackość jako
przedmiot, temat i kierunek egzegezy, tj. jako obiekt redukcji
fenomenologicznej. Mówiąc w uproszczeniu – literackość jako ego
mówiące wiersza:
Pomyśl
pomyśl głęboko aż
do
wnętrzności swoich może nawet
głębiej
tak jak potrafisz i nic, że
na
ciebie patrzą teraz te wewnętrzne oczy
Zachowaj
[…]
tę
szatę sumienia z łatami i cerami
jedyne
twoje odzienie, gdy tak otacza
cię
pieśń wyjęta z czyjegoś gardła,
dobita
za rozlegający się sens.
(J.
B. Zimny, W polu widzenia)
Trudno
rekonstruować abstrakcyjną sytuację z wiersza Zimnego. Ujmując
finał utworu literalnie: rozlegający się
sens przyczynia się do
dobicia pieśni. Innymi słowy – sens
pochłania literackość, a nasycanie znaczeń jest równoczesnym
zanikaniem wartości literackiej. Nową literackością – w obliczu
śmierci tematu literackiego – staje się triumfujący sens.
Fenomenologia wyznacza twórczości nowy przedmiot, regeneruje i
weryfikuje semantyki. W świetle tego ujęcia Dystans
Zimnego ujawnia nowy wymiar – tomu opowiadającego o sensie
panującym nad literackością. Jeśli w zbiorze autora Rubinosy
tkwi jakiekolwiek pocieszenie, musi ono zawierać się w przekonaniu,
że fenomenologia jest w stanie utrwalić żywioł literacki (choć
utrwalając go i odnawiając, okalecza całość: dobija
pieśń). Sens bowiem jest jednym z
najważniejszych pojęć systemu fenomenologicznego Husserla,
wiążącym się – jak zaświadcza autor Idei
fenomenologii – z jasnością
bycia danym:
Fundamentem
tego wszystkiego jest uchwycenie sensu absolutnej prezentacji,
absolutnej jasności bycia danym, wykluczającego wszelkie wątpienie,
jednym słowem, uchwycenie sensu absolutnie oglądowej, samoobecnie
uchwytującej oczywistości.
W
wierszach Macieja Woźniaka ta sama husserlowska jasność traci siłę
utrwalającą i obiera zgoła przeciwny kierunek. Zimny poprzez
redukcję fenomenologiczną rzecz poetycką okaleczał, lecz
utrzymywał w sobie, Woźniak postępuje przeciwnie: pozwala rzeczom
umrzeć, wygasnąć – cierpliwie poddaje je stopniowej, naturalnej
dekadencji. Redukcja jest drogą ku śmierci, nie oznacza to jednak,
że staje się regresem ani uprzedmiotowieniem. To bowiem, co w
Ucieczce z Elei
zostało dane w sposób jasny, co – jak ująłby to Husserl –
musi stać się przedmiotem czystego oglądu, przechodzi w martwe.
Także z tego powodu Adam Wiedemann określa Ucieczkę
z Elei „partyturą mrozu”. Śmierć
literackości jest dla Woźniaka czymś inspirującym, a wręcz
ekstatycznym i rozwiązującym języki: nosi znamiona
Wittgensteinowskiego święta języka. Zimny pieśń
dobijał, Woźniak uśmierca wszystko wokół
niej, ale nie ją samą: „pieśń uchodzi cało” – usuniętą
literackość zastępują w tomiku Woźniaka rozmaite stylizacje
meliczne i foniczne: eufonie, pastisz toniczny, formy koncentryczne,
anafory etc. W momencie wygasania i osiągania stanu śmierci (które
odpowiadają w dziele Husserla drodze fenomenologicznej redukcji)
rodzi się nowa pieśń literatury. Śpiewamy ją nad trumną –
zdaje się zdradzać kunsztownie wypowiadający się głos Ucieczki:
Robi
się rzeczy, żeby mogły zniknąć,
żeby
zmizerniał czarny pugilares.
Romeo
Alfa skrzypi kibitką
W
przeciwną stronę skrzypi pozytron
Niż
swoją astmą krztusi się zegarek.
Widzi
się rzeczy, żeby mogły zniknąć.
(M.
Woźniak, Vanishing joint)
Fenomenologia
literacka nie jest w stanie ocalić semantyki poetyckiej przed
dysseminacją. Co więcej, między tym, co Husserl nazywał
ujaśnianiem horyzontu
a śmiercią obrazu literackiego tkwi silny i relewantny związek.
Blask odsłanianego źródła uśmierca wszystkie światy możliwe, w
jasności początku można się spalić tak, jak w ogniu świecy. Tak
ideę literackiego genesis
(genesis, czyli
apocalypsis) rozumie
Zimny, gdy w finale Dystansu
osiąga punkt Alef – odsłania źródło, a wraz z nim pianę
treściwą na ustach i temat
obryzgany krwią:
W
wierszu upał. Rozbieram się do samego
wnętrza,
do jelit. […] To już wtorek i jest
środek
obłędu; połowa wiersza, który jeszcze
w
konwulsjach. Piana treściwa na ustach, a
do
słów, dużo jeszcze ciętych ran, scyzorykiem,
krawędzią
stolika. […] Za nimi kolejny
temat
obryzgany krwią.
(J.
B. Zimny, Genezis dobra)
Literackość
jest dla Zimnego hekatombą – wyłanianie się semantyk poetyckich
w Dystansie wydaje się
jednocześnie nieść za sobą siłę porodu i smutek poronienia. Nie
ma różnicy między źródłem a śmiercią, narodzinami a rzezią
niewiniątek. Fenomenologia rodzi się w krwi i zaczyna swoją
wyprawę od rany – to zdaje się przyznawać podmiot liryczny
Zimnego. Woźniak patrzy dalej. Jeśli przywołać metaforykę
Urszuli Kozioł, ruch rzeczy jest dla autora Iluzjonu
ruchem naziemnym, powierzchniowym, oscylującym, ruch słowa zaś –
krążeniem podziemnym, nagrobnym, zapadającym się ku dnu. Litera
rodzi się w uniwersum Woźniaka ze szczątku rzeczy, żywi się ich
synergią, literatura zaś, jak się wydaje, jest
postfenomenologiczną rozprawą ze światem. O ile dla Zimnego
fenomenologicznym śladem przedmiotu, jakim byłaby literackość,
mogła stać się w Dystansie
krew, o tyle dla Woźniaka, tym samym okazywałby się nagrobek –
zgodnie z mottem z Andrzeja Sosnowskiego do sonetu Menuet
z podżegaczem, słowa
są nagrobkiem dla rzeczy. Wiersz Woźniaka
odwraca wzór kreacji i odsłania jej nicościujący charakter – co
zgodne jest z tradycją sonetu metafizycznego, zapoczątkowaną przez
Johna Donne’a i Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego. Oto w tradycyjne
ujęcie fenomenologiczne Husserla wpisana zostaje nicość –
creatio ex
nihilo zmienia w Ucieczce
z Elei zwrot, stając się biegiem w
przeciwnym kierunku, ad nihilum:
Widzieć
rzecz to próbować zdjąć ją z samej siebie.
Nazwać
rzecz to próbować zmusić ją do płaczu.
[…]
Poświeć wiaderkiem w studnię, światło zrobi aport.
Włóż
kamień do wazonu, uśmiechnie się ziemia.
Wstaw
róże, a ich pyszczki zaczynają iskać.
Ogień
raptem się poczuł orkiestrą strażacką.
Dziewczyny
w kusych ustach przychodzą na cmentarz.
Między
nagrobki z wiatru, portale zmartwychwstań.
(M.
Woźniak, Menuet z
podżegaczem)
Nie
sposób nie zakończyć swoistym zastrzeżeniem. Creatio
ad nihilum wyklucza fenomenologię i oddala
system Husserla od poezji współczesnej – w tym ujęciu
„krwawiący” Zimny bliższy jest Medytacjom
kartezjańskim niż „śpiewny” i „martwy”
Woźniak. Już bowiem w pierwszej z medytacji, rozpatrując tzw. ego
transcendentalne, filozof zastrzegał się:
Ta
fenomenologiczna
epoche, względnie, to
wzięcie w nawias świata obiektywnego, nie konfrontują nas z
nicością. Przeciwnie, tym, co na tej właśnie drodze staje się
naszą własnością, albo wyraźniej, tym, co w ten sposób przypada
mi w udziale, co przypada mi jako medytującemu filozofowi, jest moje
czyste życie z jego wszystkimi czystymi przeżyciami i wszystkimi
jego domniemanymi przedmiotami – wzięta w swym całokształcie
dziedzina fenomenów
w fenomenologicznym znaczeniu słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz