piątek, 17 lutego 2012

Źródło i śmierć


KAROL SAMSEL

Źródło i śmierć.

Fenomenologia jako egzegeza literacka.

Wraz z erozją semantyk literackich, Finnegans Wake Jamesa Joyce’a i Kosmosem Witolda Gombrowicza, puls literatury się zatrzymał. Nie tylko czas w literaturze, lecz także kategorie czasowości: aktualność, wieczność, regres (upływ), persewerację (utrzymanie), zastąpiła idea czasu fantomowego. Podobnej desubstancjalizacji poddana została idei przestrzeni. Miejsce, czyli topos, zostało zlikwidowane, jego usunięcie zaś pociągnęło za sobą utratę umiejscowienia, tj. topiki, innymi słowy: śmierć tematu literackiego. Achronia, atopia i atemia wydają się zmierzać ku pełnej idealizacji pojęcia literackości – semioza, z której usunięto kontekst, musi w efekcie doprowadzić do redukcji do semu idealnego, tj. do milczenia. Tym przecież, tj. negacją odbytej wędrówki, byłoby w literaturze skrajne spełnienie ideału redditus ince ipsum.
O ile rzeczywiście doszłoby do tego, co określiłem śmiercią tematu literackiego, nie wskazywałoby to na nic innego poza doniosłym, fenomenologicznym błędem. Fenomenologia nie jest tanatologią, erozji – jakkolwiek rozumianej: semantycznej, epistemicznej bądź metafizycznej – nie sposób uznać za powrót ku źródłom. W zakończeniu Medytacji kartezjańskich Edmund Husserl stwierdza wręcz, że:

Konsekwentnie przeprowadzona fenomenologia konstruuje […] formy wszelkich dających się pomyśleć światów […]; dokonuje tego w sposób pierwotny, […] jest punktem wyjścia dla radykalnego ujaśnienia sensu i źródeł pojęć świata, przyrody, przestrzeni, czasu, istoty żywej, człowieka, duszy, ciała żywego, wspólnoty społecznej, kultury itd.

Warto pozostać przez chwilę przy tym zapewnieniu Husserla. W jego świetle bowiem fenomenologia nie wydaje się już negacją, lecz raczej – ideą pierwszej, do tego stopnia rozwiniętej, negatywnej egzegezy świata myśli. Zarówno źródło, jak i śmierć stają się w tym ujęciu przedmiotem tej samej redukcji doświadczenia transcendentalnego, tj. jak zapewne wskazałby sam Husserl: są przybliżeniami tego samego przedmiotu, połączonymi ze sobą przez abstrakcję transcendentalną nicią przewodnią. Trudno zapewne ostatecznie ocenić wytrzymałość tej nici, niemniej jednak o samym spojeniu nie sposób wątpić. Źródło i śmierć istnieją w sobie i według siebie, nie osuwają się w entropię i nie rodzą tego, co Edward Balcerzan określał mianem przeklętego olśnienia. Fenomenologia bowiem jest i ma pozostać pocieszającą wiedzą o przedmiocie.
Trudno badać poetów fenomenologicznej pociechy. Z jednej strony są oni przecież świadkami śmierci tematu literackiego, z drugiej jednak pozostają w zagadkowy, niemniej jednak transcendentalny sposób, wpisani w literackość. Jak się wydaje, dobrze opisują ich kategorie filozoficznego witalizmu: najwyraźniej można mówić o nich jako o poetach odnowionych, zregenerowanych i odświeżonych. Pojęcie odrodzenia dotyczy w tym wypadku zarówno odnowy semantycznej, jak i językowej tekstu. Co jednak wymaga podkreślenia: witalność nie dotyka świata przedstawionego ich wierszy. Poeci fenomenologicznej pociechy pozostają lub mogą pozostawać pesymistami, a wręcz uchodzić w oczach interpretatorów za „tanatologów”. Do grona piszących w ten sposób skłonny byłbym zaliczyć wielu – tego rodzaju egzegezy domagają się m. in. Dariusz Dziurzyński i jego Symultana oraz Rafał Kwiatkowski i Twarde O. Przedstawię jednak tylko dwóch: Jerzego Beniamina Zimnego, autora tomiku Dystans (2009) i Macieja Woźniaka, twórcę Ucieczki z Elei (2010).
Zarówno Zimny, jak i Woźniak są „tanatologami” – zaświadczywszy o achronii, atopii i atemii świata przedstawionego, dokonują jednak zwrotów w przeciwnych kierunkach. Zimny zmierza ku nowej fenomenologii i regeneruje literackość, ustanawiając ją przedmiotem namysłu poety, lub inaczej: czyniąc literackość ostatnim z wielkich tematów literackich, nie zaś – jak postępowano dotychczas: uznając ją za ramę lub model dzieła pisanego. Ze śmierci literackości rozumianej jako obramowanie utworu poetyckiego rodzi się w wierszach Zimnego literackość jako przedmiot, temat i kierunek egzegezy, tj. jako obiekt redukcji fenomenologicznej. Mówiąc w uproszczeniu – literackość jako ego mówiące wiersza:

Pomyśl pomyśl głęboko aż
do wnętrzności swoich może nawet
głębiej tak jak potrafisz i nic, że
na ciebie patrzą teraz te wewnętrzne oczy

Zachowaj […]
tę szatę sumienia z łatami i cerami
jedyne twoje odzienie, gdy tak otacza
cię pieśń wyjęta z czyjegoś gardła,
dobita za rozlegający się sens.

(J. B. Zimny, W polu widzenia)

Trudno rekonstruować abstrakcyjną sytuację z wiersza Zimnego. Ujmując finał utworu literalnie: rozlegający się sens przyczynia się do dobicia pieśni. Innymi słowy – sens pochłania literackość, a nasycanie znaczeń jest równoczesnym zanikaniem wartości literackiej. Nową literackością – w obliczu śmierci tematu literackiego – staje się triumfujący sens. Fenomenologia wyznacza twórczości nowy przedmiot, regeneruje i weryfikuje semantyki. W świetle tego ujęcia Dystans Zimnego ujawnia nowy wymiar – tomu opowiadającego o sensie panującym nad literackością. Jeśli w zbiorze autora Rubinosy tkwi jakiekolwiek pocieszenie, musi ono zawierać się w przekonaniu, że fenomenologia jest w stanie utrwalić żywioł literacki (choć utrwalając go i odnawiając, okalecza całość: dobija pieśń). Sens bowiem jest jednym z najważniejszych pojęć systemu fenomenologicznego Husserla, wiążącym się – jak zaświadcza autor Idei fenomenologii – z jasnością bycia danym:

Fundamentem tego wszystkiego jest uchwycenie sensu absolutnej prezentacji, absolutnej jasności bycia danym, wykluczającego wszelkie wątpienie, jednym słowem, uchwycenie sensu absolutnie oglądowej, samoobecnie uchwytującej oczywistości.

W wierszach Macieja Woźniaka ta sama husserlowska jasność traci siłę utrwalającą i obiera zgoła przeciwny kierunek. Zimny poprzez redukcję fenomenologiczną rzecz poetycką okaleczał, lecz utrzymywał w sobie, Woźniak postępuje przeciwnie: pozwala rzeczom umrzeć, wygasnąć – cierpliwie poddaje je stopniowej, naturalnej dekadencji. Redukcja jest drogą ku śmierci, nie oznacza to jednak, że staje się regresem ani uprzedmiotowieniem. To bowiem, co w Ucieczce z Elei zostało dane w sposób jasny, co – jak ująłby to Husserl – musi stać się przedmiotem czystego oglądu, przechodzi w martwe. Także z tego powodu Adam Wiedemann określa Ucieczkę z Elei „partyturą mrozu”. Śmierć literackości jest dla Woźniaka czymś inspirującym, a wręcz ekstatycznym i rozwiązującym języki: nosi znamiona Wittgensteinowskiego święta języka. Zimny pieśń dobijał, Woźniak uśmierca wszystko wokół niej, ale nie ją samą: „pieśń uchodzi cało” – usuniętą literackość zastępują w tomiku Woźniaka rozmaite stylizacje meliczne i foniczne: eufonie, pastisz toniczny, formy koncentryczne, anafory etc. W momencie wygasania i osiągania stanu śmierci (które odpowiadają w dziele Husserla drodze fenomenologicznej redukcji) rodzi się nowa pieśń literatury. Śpiewamy ją nad trumną – zdaje się zdradzać kunsztownie wypowiadający się głos Ucieczki:

Robi się rzeczy, żeby mogły zniknąć,
żeby zmizerniał czarny pugilares.
Romeo Alfa skrzypi kibitką

W przeciwną stronę skrzypi pozytron
Niż swoją astmą krztusi się zegarek.
Widzi się rzeczy, żeby mogły zniknąć.

(M. Woźniak, Vanishing joint)

Fenomenologia literacka nie jest w stanie ocalić semantyki poetyckiej przed dysseminacją. Co więcej, między tym, co Husserl nazywał ujaśnianiem horyzontu a śmiercią obrazu literackiego tkwi silny i relewantny związek. Blask odsłanianego źródła uśmierca wszystkie światy możliwe, w jasności początku można się spalić tak, jak w ogniu świecy. Tak ideę literackiego genesis (genesis, czyli apocalypsis) rozumie Zimny, gdy w finale Dystansu osiąga punkt Alef – odsłania źródło, a wraz z nim pianę treściwą na ustach i temat obryzgany krwią:

W wierszu upał. Rozbieram się do samego
wnętrza, do jelit. […] To już wtorek i jest
środek obłędu; połowa wiersza, który jeszcze
w konwulsjach. Piana treściwa na ustach, a
do słów, dużo jeszcze ciętych ran, scyzorykiem,
krawędzią stolika. […] Za nimi kolejny

temat obryzgany krwią.

(J. B. Zimny, Genezis dobra)
Literackość jest dla Zimnego hekatombą – wyłanianie się semantyk poetyckich w Dystansie wydaje się jednocześnie nieść za sobą siłę porodu i smutek poronienia. Nie ma różnicy między źródłem a śmiercią, narodzinami a rzezią niewiniątek. Fenomenologia rodzi się w krwi i zaczyna swoją wyprawę od rany – to zdaje się przyznawać podmiot liryczny Zimnego. Woźniak patrzy dalej. Jeśli przywołać metaforykę Urszuli Kozioł, ruch rzeczy jest dla autora Iluzjonu ruchem naziemnym, powierzchniowym, oscylującym, ruch słowa zaś – krążeniem podziemnym, nagrobnym, zapadającym się ku dnu. Litera rodzi się w uniwersum Woźniaka ze szczątku rzeczy, żywi się ich synergią, literatura zaś, jak się wydaje, jest postfenomenologiczną rozprawą ze światem. O ile dla Zimnego fenomenologicznym śladem przedmiotu, jakim byłaby literackość, mogła stać się w Dystansie krew, o tyle dla Woźniaka, tym samym okazywałby się nagrobek – zgodnie z mottem z Andrzeja Sosnowskiego do sonetu Menuet z podżegaczem, słowa są nagrobkiem dla rzeczy. Wiersz Woźniaka odwraca wzór kreacji i odsłania jej nicościujący charakter – co zgodne jest z tradycją sonetu metafizycznego, zapoczątkowaną przez Johna Donne’a i Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego. Oto w tradycyjne ujęcie fenomenologiczne Husserla wpisana zostaje nicość – creatio ex nihilo zmienia w Ucieczce z Elei zwrot, stając się biegiem w przeciwnym kierunku, ad nihilum:

Widzieć rzecz to próbować zdjąć ją z samej siebie.
Nazwać rzecz to próbować zmusić ją do płaczu.

[…] Poświeć wiaderkiem w studnię, światło zrobi aport.
Włóż kamień do wazonu, uśmiechnie się ziemia.
Wstaw róże, a ich pyszczki zaczynają iskać.

Ogień raptem się poczuł orkiestrą strażacką.
Dziewczyny w kusych ustach przychodzą na cmentarz.
Między nagrobki z wiatru, portale zmartwychwstań.

(M. Woźniak, Menuet z podżegaczem)

Nie sposób nie zakończyć swoistym zastrzeżeniem. Creatio ad nihilum wyklucza fenomenologię i oddala system Husserla od poezji współczesnej – w tym ujęciu „krwawiący” Zimny bliższy jest Medytacjom kartezjańskim niż „śpiewny” i „martwy” Woźniak. Już bowiem w pierwszej z medytacji, rozpatrując tzw. ego transcendentalne, filozof zastrzegał się:

Ta fenomenologiczna epoche, względnie, to wzięcie w nawias świata obiektywnego, nie konfrontują nas z nicością. Przeciwnie, tym, co na tej właśnie drodze staje się naszą własnością, albo wyraźniej, tym, co w ten sposób przypada mi w udziale, co przypada mi jako medytującemu filozofowi, jest moje czyste życie z jego wszystkimi czystymi przeżyciami i wszystkimi jego domniemanymi przedmiotami – wzięta w swym całokształcie dziedzina fenomenów w fenomenologicznym znaczeniu słowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz